Być jak Dr House... przeszłosć jest bez znaczenia.
Hmmmm... od czego by tu zacząć? Chwilę mnie tu nie było ale przez ten czas spełniałem swoje marzenia. A w zasadzie jedno marzenie. Więc może od początku...
To było w 2 klasie gimnazjum. Wizja zakończenia roku szkolnego ze średnią na poziomie ~3.0 to było coś przez co nie mogłem zacząć myśleć o normalnie o wakacjach, ale to właśnie wtedy podjąłem decyzję, która towarzyszy mi już od 5 lat i wyznacza kierunek w moim życiu. Postanowiłem zostać lekarzem, mimo tego że z nauką nie zawsze się "dogadywaliśmy". Nie chcę nawet opowiadać o reakcji znajomych i nauczycieli na ten stan rzeczy. Każdy się śmiał, że z takimi wynikami to mogę co najwyżej iść no mało wymagającej szkoły i zostać murarzem ( nie umniejszając murarzom). Bolało mnie to nie powiem, ale sam sobie byłem winny. Jedyne co mogłem to wdrażać mój plan w życie. Tak oto dostałem się za rok z ostatniego miejsca do liceum na profil biologiczno chemiczny.
Oczywiście miałem najmniej punktów rekrutacyjnych, nie miałem czerwonego paska w 3 gimnazjum, a na świadectwie w rubryce z oceną z zachowania widniało dumne "dostateczne". Ale co z tego? Przecież na początku wszyscy startujemy z tej samej mety, każdy jest równy a szanse są wyrównane. Pracowałem ciężko przez całe 3 lata. W tym czasie zrobiłem kilkanaście zbiorów zadań, kilkadziesiąt matur i kilka tysięcy zadań. Na ostatniej prostej do matury byłem całkowicie wypalony, nie miałem siły na nic. Napisałem matury i powiem szczerze bardziej stresowałem się czekając na wyniki niż na samo pisanie egzaminów. Kiedy w dzień wyników zobaczyłem w rubryce z wynikami z chemii i biologi odpowiednio 9 i 8 z przodu byłem wniebowzięty. Najtrudniejsze już za mną, byłem pewien, że się dostanę na medycynę. I tak się stało. Miesiąc po tym jestem STUDENTEM MEDYCYNY!. Ja, który zawsze był najgorszy, miał najlepsze oceny i brak ambicji w oczach innych. Wiem, że to nie powód do zadzierania nosa i wywyższania się ale czuję dumę. Czuję dumę bo mieszkam w małej wsi gdzie jest przeszło 400 mieszkańców i jakichkolwiek perspektyw. Czuję dumę, bo napisałem dobrze maturę bez żadnych korepetycji. Czuję dumę, bo jako najgorszy dostałem się do liceum i jako jedyny ze szkoły dostałem się na medycynę. Absolutnie nie gloryfikuję swojej osoby ale może ktoś na moim przykładzie spostrzeże, że to co było nie ma znaczenia. Życie toczy się w przyszłości i to właśnie w przyszłość powinniśmy być wpatrzeni.
Na koniec chciałbym powiedzieć każdemu kto przeczyta ten post, że wszystko jest możliwe a marzenia się nie spełniają, to my je spełniamy. Trochę zabrzmiało to jak oklepany frazes, ale przekonałem się na własnej skórze, że to prawda.
Życzę wszystkim niezapomnianych wakacji, a jeżeli ktoś chciałby zerknąć na mojego instagrama, którego mam zamiar rozwijać to zapraszam:
www.instagram.com/przezciemneokulary
To było w 2 klasie gimnazjum. Wizja zakończenia roku szkolnego ze średnią na poziomie ~3.0 to było coś przez co nie mogłem zacząć myśleć o normalnie o wakacjach, ale to właśnie wtedy podjąłem decyzję, która towarzyszy mi już od 5 lat i wyznacza kierunek w moim życiu. Postanowiłem zostać lekarzem, mimo tego że z nauką nie zawsze się "dogadywaliśmy". Nie chcę nawet opowiadać o reakcji znajomych i nauczycieli na ten stan rzeczy. Każdy się śmiał, że z takimi wynikami to mogę co najwyżej iść no mało wymagającej szkoły i zostać murarzem ( nie umniejszając murarzom). Bolało mnie to nie powiem, ale sam sobie byłem winny. Jedyne co mogłem to wdrażać mój plan w życie. Tak oto dostałem się za rok z ostatniego miejsca do liceum na profil biologiczno chemiczny.
Oczywiście miałem najmniej punktów rekrutacyjnych, nie miałem czerwonego paska w 3 gimnazjum, a na świadectwie w rubryce z oceną z zachowania widniało dumne "dostateczne". Ale co z tego? Przecież na początku wszyscy startujemy z tej samej mety, każdy jest równy a szanse są wyrównane. Pracowałem ciężko przez całe 3 lata. W tym czasie zrobiłem kilkanaście zbiorów zadań, kilkadziesiąt matur i kilka tysięcy zadań. Na ostatniej prostej do matury byłem całkowicie wypalony, nie miałem siły na nic. Napisałem matury i powiem szczerze bardziej stresowałem się czekając na wyniki niż na samo pisanie egzaminów. Kiedy w dzień wyników zobaczyłem w rubryce z wynikami z chemii i biologi odpowiednio 9 i 8 z przodu byłem wniebowzięty. Najtrudniejsze już za mną, byłem pewien, że się dostanę na medycynę. I tak się stało. Miesiąc po tym jestem STUDENTEM MEDYCYNY!. Ja, który zawsze był najgorszy, miał najlepsze oceny i brak ambicji w oczach innych. Wiem, że to nie powód do zadzierania nosa i wywyższania się ale czuję dumę. Czuję dumę bo mieszkam w małej wsi gdzie jest przeszło 400 mieszkańców i jakichkolwiek perspektyw. Czuję dumę, bo napisałem dobrze maturę bez żadnych korepetycji. Czuję dumę, bo jako najgorszy dostałem się do liceum i jako jedyny ze szkoły dostałem się na medycynę. Absolutnie nie gloryfikuję swojej osoby ale może ktoś na moim przykładzie spostrzeże, że to co było nie ma znaczenia. Życie toczy się w przyszłości i to właśnie w przyszłość powinniśmy być wpatrzeni.
Na koniec chciałbym powiedzieć każdemu kto przeczyta ten post, że wszystko jest możliwe a marzenia się nie spełniają, to my je spełniamy. Trochę zabrzmiało to jak oklepany frazes, ale przekonałem się na własnej skórze, że to prawda.
Życzę wszystkim niezapomnianych wakacji, a jeżeli ktoś chciałby zerknąć na mojego instagrama, którego mam zamiar rozwijać to zapraszam:
www.instagram.com/przezciemneokulary
Komentarze
Prześlij komentarz